Oto ja MaC, a to moja historia…
Kilka miesięcy temu na podstawie orzeczenia komisji lekarskiej której treść brzmi 'Nie jest Pan niezdolny do pracy’ ZUS odmówił mi prawa do renty z tytułu częściowej niezdolności do pracy. Pomijając fakt że od 2000 roku pochłonąłem około 20 tysięcy tabletek, 2 tysiące zastrzyków, kilkaset wizyt w poradniach czy u „specjalistów”, do tego kilkanaście wizyt w szpitalu i kilka operacji z czego większość w ciągu ostatnich czterech lat; to dziś dowiedziałem się, że JESTEM W POLSCE, pięknym kraju gdzie cuda zdarzają się nad Wartą, a urzędy państwowe obdzielą błogosławieństwem wszystkich zainteresowanych!!!
Czerwiec 2014, Waga 69kg, rok tumu o tej porze ważyłem 78… To już następny z wielu ostatnich tygodni, w których moja aktywność psychofizyczna w ciągu lepszego dnia trwa może godzinę czy dwie, a przy każdej wizycie w secret roomie (czytaj toaleta) z jelita grubego w większości wydostaje się krew. W poradni zalecają mi zwiększyć dawkę leków i kierują mnie do szpitala. Kolejka niestety jest długa i na badanie trzeba czekać kilka tygodni. Mało tego żeby zapisać się na termin trzeba siedzieć, a nawet stać z trzydziestoma innymi osobami w oczekiwaniu na to aby SOR (szpitalny odział ratunkowy) mógł wpisać datę w kalendarz. Pięknie, przyznam nawet że na widok tego tłoku i niechęć do spędzenia dziesięciu godzin w korytarzu chory człowiek może na chwilę ozdrowieć… Ale to była tylko chwila, po udawanej znajomości udało się trafić do szpitala po dwóch tygodniach. Była może 10.30 rano, na izbie przyjęć byłem drugi w kolejce co nie przeszkodziło aby czas przyjęcia trwał dłużej niż adaptacja pierwszej części Ojca Chrzestnego. Szkoda że brakowało filmowych efektów kiedy w upalny letni dzień wentylator wiszący przy suficie pocichu przecina wolno unoszący się dym z kubańskiego cygara.
Kiedy już udało mi dostać się na górę było już dawno po obiedzie, więc po kolejnym w ciągu ostatnich paru lat zapoznaniu się z oddziałem zaproponowano mi pobranie krwi, a po wyciągnięciu igły pielęgniarka poprosiła abym dał jej kawałek papieru toaletowego do zatamowania krwi, papier oczywiście przywiozłem z domu…
Kilka chwil później podano kolację…
Szału może nie było, ale za to dostałem pokój z widokiem…
i szpitalną insomnię
Potem tylko 2 dni na głodzie badanie i rozpoznanie:
Wrzodziejące zapalenie jelita grubego w stanie remisji.
Stwardnienie rozsiane.
Oczywiście śniadanie pożegnalne czyli najważniejszy posiłek dnia na odchodne żeby w pełni sił wrócić do domu.
W zaleceniach zapisano zwiększone ilości leków oraz kontrole w poradni.
I oto Remisja uznana przez ZUS za poprawę stanu zdrowia, pięć dni po wizycie u 'specjalisty’…
Pogotowie ze względu na pozamiejskie położenie miejsca zamieszkania odmówiło przyjazdu polecając kontakt z lekarzem rodzinnym. Po 2 godzinach w gorączce i bólu lokalna pielęgniarka terenowa przybyła z odsieczą. Tydzień w łóżku i kolejna wizyta w poradni, zakończyły się na przepisaniu terapii sterydowej.
Dziś w rocznicę 21 dnia Powstania Warszawskiego, kiedy ludzie byli tak wkurwieni na tych Niemców i potrafili postawić wszystko na jeden cel, minęła szósta noc mojej bezsenności i MÓWIĘ JAK JEST. Leki nasenne przepisane przez psychiatrę nie pomagają a kilku miesięczna terapia psychologiczna wcale nie wymaże z mojej głowy myśli: Chuj tam! Chcę poczuć chociaż te kilka minut wolności!
Dlatego napisałem ten tekst i chyba właśnie odkryłem dlaczego powstała ta strona. Chciałem to nagrać i zrobić hit internetu ale dziś nawet mówienie sprawia mi wysiłek. A wszystkie siły które dzięki bliskim mi osobom jeszcze mi pozostały przeznaczyłem na podsumowanie moich doświadczeń. Obecnie wielu ludzi narzeka jak ciężko jest w pogoni za lepszej jakości życiem, a tak naprawdę ich głównym zmartwieniem jest to żeby dobrze wyglądać na zdjęciu profilowym w portalu społecznościowym, czy zrobić protest przeciwko temu że zwierzęta w zoo maję złe warunki bo zamknięte w klatkach muszą stać we własnych odchodach. Ludzki los mało kogo obchodzi.
Depresja wcale nie jest skutkiem ubocznym ciężkiej choroby, to skutek uboczny tego gówna którymi karmi nas ideologia rządów i polityków. Nie jestem zaprogramowanym robotem i chcę mieć szansę na chwilę normalności, a jest dla mnie prostsze niż schylanie głowy i zgadzanie się na narzucone przez urzędników przeznaczenie, ZUS rozstawia ludzi po kątach, więc może trzeba wszystko zniszczyć a kiedy już nic nie zostanie na tym zepsutym świecie może powstanie coś lepszego.
Teraz ważę 67 kilogramów i z utratą każdego następnego grama czasami czuję się jakbym znikał.
Mam ponad sześćdziesiąt stron badań i zaświadczeń lekarskich, w których wcale nie jest napisane że jestem zdrowy a neurolog wcale nie pomyliła stron ciała jak podejrzewa nasz państwowy zakład ubezpieczeń społecznych. Przez ostatnie pięć lat musiałem wziąć kilka kredytów na życie bo mój brak mocy i zapełniony wizytami w sądzie, szpitalu czy u lekarza kalendarz nie pozwala mi zgromadzić wystarczających środków by sobie beztrosko żyć, a oni żałują mi paru stów miesięcznie? W każdej chwili kiedy czuję się trochę lepiej próbuję żyć tak żeby pozostać w dobrej formie i mieć jak w przyszłości wspominać najlepsze dni.
Ale moi drodzy pamiętajcie, życie to nie reality show czy serial paradokumentalny.
Kiedy podczas komisji prowadzonej przez orzeczników na której członkowie przeglądają tylko dwie ostatnie strony dokumentacji medycznej, po czym każą mi się schylić dotknąć palcem czubka nosa ubrać się i wyjść, chce powiedzieć im że to jakiś żart to jeden z lekarzy wychodzi zostawiając otwarte drzwi. Wcześniej przez wydawanie komend nie dali mi nawet dojść do słowa, a teraz pozostałych dwóch lekarzy nie odpowiada spoglądając przez okno w siną dal.
Podczas ostatniej bezsennej nocy byłem tak wyczerpany, że na kilkanaście minut straciłem wzrok i tylko dlatego ze spędzam dużo czasu w łóżku po otaczających mnie kształtach mogłem rozpoznać gdzie jestem. I co mam teraz zapytać 'Panie premierze jak żyć’? Naprawdę nie zależy mi na tym żeby być całkowicie niezdolnym do pracy, wystarczy mi orzeczenie o treści „Jest Pan częściowo niezdolny do pracy” bo wtedy jeszcze znajdę siłę żeby powiedzieć prawdę.
Dlatego z podniesionym czołem mówię: Dosyć mam opowiadania w kółka tej samej historii której i tak nikt nie słucha. Pierdolę to, bo warto walczyć o swoje…
To byłem Ja, MaC i moje skutki uboczne w naszym pięknym kraju cudów… więcej o mnie tutaj (klik).
Dobrej nocy…
Pozwolę sobie to skomentować słowami mojego dobrego kolegi P.P.: „TO JAKAŚ MASKARADA” – w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle co masakra. Mimo wszystko i wszystkiemu trzymam kciuki, życząc słynnej REMISJI 🙂
p.s. Gdybyś coś potrzebował to wiesz nr 8. 🙂 Pozdrawiam.
Mogę tylko wyrazić słowa współczucia, bo też cierpię ale raczej psychicznie. Szczegółów tutaj nie będę podawać.
W jednym zdaniu wyraziłeś odrobinę optymizmu, mówiąc o lepszej przyszłości. Taką wiarą i nadzieją świetlanej przyszłości właśnie żyję, i to mnie trzyma w dobrej kondycji psychicznej, bo ciało wymaga pomocy w postaci wózka inwalidzkiego…
Głowa do góry, ta rzeczywistość to nie wszystko…życzę więcej optymizmu.
ps. jakbyś miał ochotę na wymianę myśli, to zapraszam !
Mac, może to głupio zabrzmi, ale dziękuję, dziękuję za ten tekst…
Zrobiłem to wszystko dla własnego spokoju, po tym wszystkim w końcu udało mi się zasnąć. A jeśli warte jest to uwagi i ktoś to czyta to też dobrze…
Dzięki!